Luty 2018. Widzieliście kiedyś wodospady w Rzymie? My owszem. Płynęły strumieniami z Palatynu po Forum Romanum. Mimo że Wieczne Miasto mieliśmy odwiedzić już po raz trzeci, to i tak czekaliśmy na ten wyjazd z niecierpliwością, wiedząc że 1000 km od nas świeci słońce i jest kilkanaście stopni.
A na tydzień przed wylotem już się tylko wściekaliśmy, gdy widzieliśmy prognozy i 100% opadu deszczu. Tym razem zapraszamy na notkę o przedłużonym weekendzie w Rzymie w lutym, o wspaniałym jedzeniu, winie, o deszczu, słońcu i… śniegu! Plan wycieczki opierał się na najważniejszych atrakcjach Rzymu – chcieliśmy pokazać je rodzicom, którzy odwiedzali miasto pierwszy raz.
Dzień I – zapoznawczo
Po wylądowaniu na lotnisku Ciampino wsiedliśmy w autobus 720, który podwiózł nas pod stację metra Laurentina. Stamtąd pojechaliśmy aż pod Koloseum i skierowaliśmy się do naszego apartamentu Otium Maecenatis – klik (swoją drogą świetna miejscówka!). Padał lekki deszcz, ale jeszcze dało się w tej aurze spacerować. Po zameldowaniu ruszyliśmy w miasto w poszukiwaniu prawdziwie włoskiej knajpki, by zjeść coś dobrego. I przypadkiem trafiliśmy do Luzziego! Co nas zachęciło? Gwar, kolejka do wejścia, pyszne zapachy i ludzie jedzący na zewnątrz mimo deszczu. Jest smacznie, jest domowo, jest totalnie po włosku! Pyszna cienka pizza, bardzo dobre tiramisu, smakowite makarony i litry wina domu przeplatane gwarem i żonglowaniem talerzami między stolikami energicznych, włoskich kelnerów z właścicielem Luzzi na czele – gwarancja udanej kolacji. A ceny? Bardzo znośnie, jak na Rzym możemy się pokusić o stwierdzenie, że jest tanio. Atutem jest też brak coperto na wstępie. Każdego następnego wieczoru wracaliśmy właśnie do Trattori Luzzi (Via di S. Giovanni in Laterano, 88, 00184 Roma).
Dzień II – aktywnie
Rzym powitał nas ulewnym deszczem… Dlatego postanowiliśmy najpierw odwiedzić Koloseum, by tam chociaż chwilkę pobyć pod wąskim zadaszeniem. Następny w kolejce był Palatyn i gdy akurat przeszliśmy przez bramki to się zaczęło… Strugi deszczu. Wodospady z palatyńskiego wzgórza. Totalna masakra. Po tej atrakcji wróciliśmy do apartamentu by suszyć kurtki. Wtedy też obiecaliśmy sobie, że nigdy więcej wyjazdów w deszczowych sezonach ;) Gdy niebo na chwilę zlitowało się nad nami i deszcz odrobinę ustał to późnym popołudniem odwiedziliśmy kolejne popularne atrakcje Wiecznego Miasta – Bazylikę Św. Jana na Lateranie, Fontannę di Trevi, Schody Hiszpańskie, Forum Trajana i Plac Wenecki z Ołtarzem Ojczyzny.
Dzień III – intensywnie
Ten dzień przeznaczyliśmy na Watykan, o którym będzie można przeczytać w osobnej notce. Po zwiedzeniu najmniejszej stolicy świata przeszliśmy na obiad do polecanej knajpki „Amalfi”. Chociaż jest troszkę drożej niż w Trattori Luzzi to jedzenie jest bardzo smaczne – będąc w okolicy warto tam wstąpić. Nie obyło się również bez wizyty na Stadio Olimpico – tata by nam tego nie wybaczył ;) Rozczarowujący był jednak fakt, że nie można było wejść do środka. Następnie odwiedziliśmy jeszcze Zamek Świętego Anioła, Piazza Navona, Panteon, Piazza del Popolo i bazylikę Santa Maria Maggiore.
Dzień IV – na relaksie
Ostatni dzień to błękitne niebo i kilkanaście stopni. Chociaż planowaliśmy wizytę w Muzeach Watykańskich (ostatnia niedziela miesiąca – darmowy wstęp) to po imprezie u Luzziego nikt z nas nie obudził się o szóstej rano, by stanąć w kolejce do wejścia. Tym samym zmieniliśmy plany i przed południem ruszyliśmy w stronę Zatybrza, by zobaczyć Usta Prawdy, pospacerować wzdłuż rzeki, przejść przez Wyspę Tyberyjską, Portyk Oktawii i zjeść ostatnie lody przy Koloseum przed wylotem :)
A gdzie ten śnieg zapytacie?
Po tej pięknej niedzieli w Rzymie wylatując z Włoch nikt się nie spodziewał, że następnego dnia rano przeczytamy artykuły o tym, że tej nocy wszystkie zabytki znalazły się pod śniegiem, ruch uliczny został sparaliżowany, a szkoły pozamykane. Były to największe opady śniegu w tym miejscu od 33 lat!
4 komentarze
Ja miałem jeden dzień mniej, ale plan na pobyt był bardzo podobny. Patrząc na zdjęcia zdecydowanie bardziej polecam letnie wizyty… jest więcej turystów, ale panująca tam atmosfera jest nie do opisania.
Byliśmy również 2 razy w lipcu i letnich wizyt nie polecamy – zwiedzanie w 35 stopniowym upale daje w kość. Najlepsze miesiące z naszej perspektywy to maj/wrzesień/październik :)
No zgadnij, które zdjęcie mnie najbardziej urzekło…
Gelato! ;)
Haha, wiadomo! ;D