Wrzesień 2017. Seszele. Zamykam oczy i widzę trzy kolory: błękit nieba, turkus wody, soczystą zieleń roślin. Czuję padające promienie słońca na moją skórę i miękki, drobny piasek pod stopami.
To była przełomowa podróż. Taka, która uświadomiła nam że naprawdę nie ma granic, świat stoi otworem i marzenia o podróżach, które kilka lat wcześniej wydawały się kompletnie nierealne mogą stać się rzeczywistością! Wymaga to co prawda większego nakładu pracy, szukania informacji i planowania, ale organizacja takiej podróży na własną rękę to sama przyjemność. Seszele to druga część naszej podróży poślubnej, w której celem było beztroskie lenistwo, odpoczynek i egzotyczne plaże. Martwimy się tylko o jedną rzecz – że już nigdy żadne z tropikalnych miejsc nie przebije Seszeli (ale fajnie mieć takie zmartwienia ;D).
Seszele część I – Wyspa La Digue (7 dni)
Pierwsze kroki na Seszelach
Z Katowic do Dubaju DWC, z Dubaju DXB do Addis Abeby, z Addis Abeby do Mahe i już po 24 godzinach w podróży postawiliśmy nogi w raju. To był czas, kiedy jeszcze nie wszystko do nas docierało – byliśmy co prawda zafascynowani górskimi widokami na Mahe i pięknym kolorem wody – to wtedy największym marzeniem była perspektywa przespania 12 godzin w wygodnym łóżku. Natomiast gdy wstaliśmy o 5 rano to wypoczęci zaczęliśmy chłonąć każdą chwilę jaką nam było dane spędzić na tych wyspach. Wróciliśmy na lotnisko skąd o wschodzie słońca przelecieliśmy dwadzieścia minut na Praslin. Z drugiego lotniska udaliśmy się taksówką krętymi ulicami na prom, a w trakcie jazdy podziwialiśmy wyspę oświetloną pierwszymi promieniami słońca odbijającymi się w liściach po porannym deszczu. Promem przepłynęliśmy z Praslin na La Digue i wtedy zaczęły się prawdziwe wakacje :)
La Digue – tak nazywa się raj!
Sielski klimat czuć już od przybicia do portu. Wyspa jest maleńka – jej powierzchnia wynosi zaledwie 10 km². Zamieszkuje ją niespełna dwa tysiące osób i przecina jedna asfaltowa ulica, którą wszyscy przemierzają na rowerach :) Jest najczystsza i najmniej przekształcona przez człowieka. La Digue słynie z malowniczych plaż ze skałami oraz tropikalnych lasów z ciekawą fauną. Można tutaj zaobserwować kolorowe ptactwo, jaszczurki, pająki palmowe, żółwie spacerujące po ulicach oraz latającego lisa, czyli nietoperza Rudawkę :D Na wyspie jest ich od groma! Zameldowaliśmy się w naszym Guesthousie Rising Sun – klik – i ruszyliśmy na jedną z najbardziej znanych plaż świata.
Perła Seszeli – najpiękniejsza plaża Anse Source d’Argent
Niesamowite bloki skalne, biały piasek i nieskazitelnie czysty, turkusowy ocean. Wrażenia estetyczne – bezcenne. Byliśmy oczarowani! Chciałabym bardziej poetycko opisać ten kawałek raju, ale nie podołam. Lepiej zobaczcie na zdjęciach :) Niestety, jest to też jedyna plaża na Seszelach za którą płaci się 100 SCR (ok. 30 zł). A dokładniej to uiszcza się opłatę za bilet na plantację L’Union Estate przez którą się przechodzi, by do niej dotrzeć. Uprawia się tam m.in. cynamon oraz wanilię, którą czuć podczas spaceru przez jej teren. Oczywiście rosną również palmy kokosowe z których owoców pozyskuje się koprę kokosową. Dodatkowo plantacja posiada swoją zagrodę żółwi olbrzymich (ok. 100-200 letnich) wkomponowaną w skałę. Oprócz obserwacji istnieje możliwość dokarmiania ich roślinami przynoszonymi codziennie pod zagrodę przez właścicieli L’Union Estate. Istnieje też opcja budżetowa: jeżeli nie chcecie płacić i nie zamierzacie odwiedzać plantacji do Anse Source d’Argent można też dojść oraz wrócić plażą – trzeba przejść kawałek wodą obok lądowiska dla helikopterów, a później już brzegiem. Co więcej możemy powiedzieć? Być na Seszelach i nie zobaczyć tej plaży to grzech!
Rowerem po wyspie, czyli odkrywając inne plaże
Rower to na pewno najwygodniejsza opcja zwiedzania La Digue. Wypożyczaliśmy ten środek transportu w naszym pensjonacie na trzy dni. Zjeździliśmy wyspę wzdłuż i wszerz, co raz mijając palmy i bananowce rosnące wzdłuż drogi :) Odpoczywaliśmy na plażach znajdujących się na północy i północnym wschodzie. Jedną z ciekawszych była Anse Severe – bardzo fajne miejsce szczególnie do snorkelingu. Oprócz niej zwiedziliśmy m.in. Anse Patates (ładny widok z góry drogi), Anse Gaulettes (rafa od samego brzegu), Anse Grosse Roche (z ogromną skałą i również z rafą od samego brzegu), Anse Banane czy Anse Fourmis (z palmą opadającą w stronę oceanu). Z części wschodniej na uwagę zasługują plaże Anse Reunion i Anse Union, które ciągną się od połowy wyspy aż do Anse Source d’Argent i dają wspaniały widok na Praslin.
Trekking po granitowych skałach: plaże Grand Anse, Petite Anse i Anse Cocos
Plaże południowego wschodu również nie zostały przez nas niezauważone. Grand Anse, największa z nich, jest piękną sporą plażą z ogromnymi falami. Odpoczęliśmy na niej pół dnia i ruszyliśmy przez skały na Petite Anse. Trekking zajmuje raptem 20 minut i nie jest zbyt wymagający. Ta plaża miała spokojniejsze fale, ale i tak trzeba na nie bardzo uważać. Wypoczynek z kokosem w ręku i tym bajecznym widokiem był słodki :) Anse Cocos chcieliśmy podbić kolejnego dnia. Trekking również rozpoczyna się od Grand Anse, przechodzi się przez Petit Anse i stamtąd zostaje nam jeszcze jakieś pół godziny drogi. Trasa jest fantastyczna – fajnie było powspinać się na granitowe skały i przejść kawałek przez dżunglę. Sama Anse Cocos nie zrobiła na nas aż takiego wrażenia jak jej poprzedniczki. Myślę, że to wszystko przez to że mieliśmy pecha i trafiliśmy niestety na niezbyt ładną pogodę.
29 komentarzy
Pytanie techniczne: a gdzie zostawialiście rowery podczas trekkingu na Petit Anse??:)
Przy wejściu na Grand Anse, jest tam a’la parking gdzie wszyscy zostawiają swoje jednoślady :)
Przepięknie zdjęcia! Jak zresztą cały blog! Jakiego aparatu i obiektywu używacie? :)
Pozdrawiam,
Ania
Dziękujemy Aniu! :) Fotografujemy Canonem 5d mk II, w tej relacji użyty z Tamronem 28-70/2.8 i Sigmą 35/1.4.
Pozdrowienia,
P&P
[…] Na Seszelach wyróżnia się dwie pory – suchą i deszczową. Nie oznacza to jednak, że w porze suchej w ogóle nie pada, a w deszczowej nie ma dnia bez deszczu. Pora sucha na Seszelach trwa od kwietnia do listopada, natomiast pora deszczowa od grudnia do marca. Ciepło i wilgotno jest tutaj cały czas. My byliśmy na Seszelach we wrześniu i podczas 2,5 tygodnia naszego pobytu kilka razy padało z rana, bardzo krótko i intensywnie. Po opadzie deszczu wschodziło słońca, a chmury zostały zastąpione błękitem nieba :) Tylko jeden cały dzień trafił się nam pochmurny, było to podczas ostatniego dnia pobytu na La Digue. […]
[…] dwa dłużej aby zobaczyć jeszcze część północno-wschodnią, mimo że w naszej ocenie wyspy La Digue i Praslin są od niej ładniejsze i […]
[…] poranną podwózkę. Najpierw zastanawialiśmy się czy warto, skoro żółwie spotkaliśmy już na La Digue, ale chęć zobaczenia innych wysp wygrała. Po fakcie możemy potwierdzić, że to była dobra […]
[…] 2017. Po absolutnie fantastycznym tygodniu spędzonym na La Digue przepłynęliśmy promem na sąsiednią wyspę Praslin. Jest ona drugą największą wyspą na […]
W moim przypadku taką przełomowa podróżą była wyprawa Transsibem nad Bajkał – też uwierzyłam, że świat nie ma dla mnie już granic. A potem były coraz bardziej szalone podróże. I gorąco wierzę, że na Seszele też kiedyś dotrę! Cudne, cudne miejsce i pięknie je pokazujecie! Pozdrawiam serdecznie!
Przepiękne zdjęcia! Jestem oczarowana. Od samego patrzenia robi się cieplej :)
Rajskie plaże, krystalicznie czysta woda, słońce i błękit nieba. Czego chcieć więcej? :)
Piękne te Seszele. Podobne klimaty do Wysp Dziewiczych!
Masz rację! Plaże z granitowymi skałami wyglądają podobnie :)
Dlatego to było moim pierwszym skojarzeniem. Muszę sprawdzić ja,k wyglądałyby loty na Seszele z Nowej Zelandii (nasz dom). Myślałam o Malediwach, a może jednak Seszele? :)
ja mam tylko jedno pytanie – jakim cudem zdecydowaliście się wrócić? :D cudne zdjęcia!!! absolutnie i bezwstydnie zazdroszczę tych widoków :)
Do teraz się nad tym zastanawiamy :D Dziękujemy! :)
Cudowne miejsce i pięknie pokazane :) mam nadzieje tam kiedyś dojechać :)
Żółwiki (choć przy takich gabarytach zdrobnienie chyba zbędne :p) boskie!
OMG!!! Szczerze, to po raz pierwszy widzę tak fajny wpis z Seszeli, zdjęcia fantastyczne, a miejsce – rzeczywiście raj na ziemi. Rajska plaża w La Digue wędruje na moją listę „Bucket list challange” ;)
Klaudia – serdecznie dziękujemy! :) Plaża Anse Source d’Argent jest fenomenalna, fajnie że udało nam się podrzucić inspirację na Twoją „Bucket list” :)
Zatkało mnie. Trafiłam tu przypadkiem, a jakość zdjęć, które zamieściłaś jest powalająca! Mogłyby zdobić najlepsze katalogi wycieczkowe. Czym prędzej lecę obserwować Was na Instagramie. A jako rasowy wegus aż się ośliniłam na widok tych owoców.
Aga, strasznie nam miło! <3 Dziękujemy!
WOW, CUDNE MIEJSCE
Cudo, taki klimat odpowiadałby by mi zupełnie przez cały rok, ech prawdziwy raj :-) I palmy, lubię palmy w naturze ;-)
Ależ piękne widoki! Marzy mi się taka podróż. Może kiedyś się uda…
Ale bosko, to rzeczywiście musiał być raj!! Cudowne zdjęcia :-) Pozostaje mi tylko marzyć o takiej wyprawie, a Wam życzyć kolejnych cudownych podróży
Cudownie <3 Szkoda, że nie można się od razu teleportować do tego raju…
Ależ tam pięknie 🙆. Poprostu raj.
Ciekawy opis.
Cudownie tam! A fotorelacja kozacka!!!! <3
Dziękujemy! <3 :)))
Aż się rozmarzyłam! Faktycznie prawdziwy raj ♥ Mam ochotę rzucić wszystko i pędzić na lotnisko, żeby tylko móc znaleźć się na tej niebiańskiej plaży…
Ach ależ piękny blog i przecudne zdjęcia. Trafiłam przypadkiem ale będę odwiedzać!
Iwona, serdecznie dziękujemy! I zapraszamy, kolejne notki wkrótce :)